Osoby zajmujące się działaniami związanymi z Human Resources zgodnie twierdzą, że warto udzielać się na portalach dla specjalistów z branży. Może nam to pomóc nie tylko w codziennej pracy czy w poszukiwaniu nowej – serwisy takie jak LinkedIn zrzeszają profesjonalistów, którzy tworzą zwartą społeczność ekspertów z danej dziedziny. Warto być jej częścią.
LinkedIn jest obecnie jedenastą najczęściej odwiedzaną witryną w internecie. Wyprzedza m.in. Amazon, WordPress czy Instagram. Portal branżowy swoją popularnością przebił największy internetowy sklep i jeden z największych portali społecznościowych. Profil w serwisie na pewno warto mieć. Jak zatem sprawić, aby pomógł w rozwoju kariery i przyniósł nowe oferty pracy?
Jak cię widzą…
Najważniejsze jest pierwsze wrażenie – najpierw zwracamy uwagę na wygląd. Dlatego też profilowe zdjęcie z wesela, wakacji, imprezy w klubie czy urodzin naszego psa zachowajmy na inną okazję. LinkedIn to portal dla profesjonalistów, dlatego taka też powinna być fotografia. Nie mówimy tu o drogiej sesji w studiu. Wystarczy zwykłe zdjęcie, podobne do tego, jakie mamy w dowodzie. Przede wszystkim musi być aktualne i wyraźne. Warto poprosić znajomego, aby wykonał je za nas – te robione „z ręki” nadają się najwyżej na Facebooka. Jednak najważniejsze, aby zdjęcie po prostu było. Jego brak już na starcie dyskwalifikuje nasz profil zarówno wśród rekruterów, jak i potencjalnych kontrahentów.
Reklama w jednym zdaniu
Opis powinien przyciągać uwagę. Nie jest to miejsce na streszczenie całej biografii czy spisu wszystkich służbowych obowiązków. Powinien on być naszą jednozdaniową autoreklamą. Mówi się, że dobry biznesmen potrafi zapisać swój pomysł na odwrocie wizytówki. To jest nasz cel.
Kolejną sprawą, o którą warto szczególnie zadbać, jest lista naszych umiejętności. Natalia Burtan z HRwizard radzi, aby do tego zadania podejść kreatywnie.
– Umiejętność obsługi pakietu MS Office czy komunikatywność, to cechy, które wpisywane są w każde CV. Aby rekruter nas zauważył, trzeba się czymś wyróżnić. Może być to umiejętność blogowania, prowadzenia Facebooka czy sprawnego wysyłania masowego mailingu. Będą to dodatkowe atuty, które możemy wykorzystać w przyszłej pracy.
Nasze umiejętności mogą (a nawet powinny) zostać potwierdzone. Pytanie – jak, przez kogo i czy w tym przypadku sprawdza się zasada „im więcej tym lepiej”?
Liczy się jakość
Esencją portali takich jak LinkedIn (czy jego polski odpowiednik GoldenLine) jest tworzenie sieci kontaktów. Mówiąc kolokwialnie – wyrabianie sobie znajomości. Wielu użytkowników myśli, że im większa ich liczba, tym lepiej będą wyglądać w oczach potencjalnego pracodawcy. Niestety, przeważnie tak nie jest. Podobnie sprawa ma się z rekomendacjami i poleceniami.
Referencje wystawione przez byłego pracodawcę, klientów i bezpośrednich przełożonych wyglądają o wiele lepiej od tych napisanych przez sąsiada, kolegę z pracy czy osoby całkowicie z nami niezwiązane. Od popularnych ostatnio praktyk „rekomendacja za rekomendację” należy trzymać się z daleka.
Należy również uważać, kogo dodajemy do swojej listy kontaktów. Co prawda mamy możliwość zaimportowania naszej listy mailingowej, jednak większość tych osób może nas w ogóle nie pamiętać lub nie mieć o nas najlepszego zdania. Dlatego też zacznijmy od współpracowników, długoletnich (najlepiej zadowolonych) klientów czy byłych wykładowców.
Po godzinach
W LinkedIn działają grupy dyskusyjne, które umożliwiają wymianę poglądów i informacji związanych z konkretną branżą. Jeżeli chcemy uchodzić za eksperta w danej dziedzinie, warto brać w nich aktywny udział.
– Dobrym pomysłem będzie obserwowanie i udzielanie się na profilach naszych „wymarzonych pracodawców” czy liderów opinii. Pokaże to, że interesujemy się życiem branży oraz chcemy stale się rozwijać, nie tylko przy firmowym biurku, ale także w czasie wolnym – mówi Natalia Burtan, HRwizard (HRwizard – projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka działanie 8.1.).
Tutaj ważna uwaga – jeżeli nie mamy nic ciekawego do powiedzenia, lepiej się wstrzymać. Portal przyciąga profesjonalistów, którzy znają realia panujące w danym obszarze biznesu. Ciekawostki, nowinki, case study czy dyskusje akademickie są jak najbardziej wskazane. Dzielenie się opinią na temat wczorajszej imprezy i towarzyszącemu nam od rana bólu głowy – już nie do końca.
Problematyczna jest również kwestia „sprzężenia” konta na LinkedIn z naszym Facebookiem czy Twitterem. Jeżeli nie jest on prowadzony profesjonalnie i służy wyłącznie do celów prywatnych, wtedy lepiej go takim pozostawić.
Portale takie jak LinkedIn skierowane są do ludzi, którzy nie tylko poszukują nowych perspektyw pracy, ale także chcą zasięgnąć opinii ekspertów czy osób z branży. Serwisy te często odwiedzane są przez rekruterów i potencjalnych pracodawców, dlatego też chcąc zyskać ich zainteresowanie, nasz profil powinien być przygotowany jak najbardziej profesjonalnie. Zdaniem ludzi zajmujących się HR-em posiadanie takiego konta na pewno nie zaszkodzi. Warto spróbować.
***
HRwizard, projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka działanie 8.1.